poniedziałek, 7 stycznia 2013

Rozdział 2.

Od razu skierowałam się na miasto ciągle myśląc o uroczym debilnym chłopaku. Pff. Czy ja wyglądam na dziewczynę która przychodzi do kościoła żeby robić 'szybkie numerki' z jakimś  obcym facetem? Nie sądzę. A jeśli tak to tylko ich sprawa, ale nie sądzę że dziewczyna w bokserce, legginsach i trampkach wygląda jak puszczalska. Chyba że 'styl' puszczalskich dziewczyn się zmienił. Emm. Gdy byłam na mieście mój 'poranny' głód się rozszerzył a mój brzuch zdecydowanie chciał coś przekąsić. Włożyłam rękę do prawego buta i zaczęłam wyciągać grosiki. Co? Legginsy nie miały kieszeń! No, chociaż moje nie mają. Wyciągnęłam z buta 5 zł. Chyba coś kupie prawda? Mam nadzieję. Skierowałam się do Subway'a. Na szczęście były kanapki na które mnie stać, więc kupiłam jedną. Jedząc kanapkę, nie wiedziałam gdzie iść, chciałam pod kościół, ale uświadomiłam sobie że te gangi pod kościołem siedzą całymi dniami, oni tam będą, ON tam będzie. A po co mam się denerwować? Nie ważne.. Idę. Skierowałam się w stronę lasku koło kościoła. Jest on na tyłach kościoła a mi było szybciej dojść tam. Szłam spokojnie, już widziałam kościół. Nagle usłyszałam głośny strzał. Od razu schowałam się za drzewo i rozglądałam się skąd dochodził strzał. Po chwili zobaczyłam grupkę chłopaków kopiących w jakiegoś chłopaka. Drugi leżał zakrwawiony. Chciałam się szybko cofnąć lecz nie chcący nadepnęłam na patyk który się połamał wywołując głośny dźwięk. Chłopcy się obrócili ja schowałam się bardziej. Chyba ten chłopak co mnie wcześniej zaczepiał mnie zauważył. Po chwili wszyscy zniknęli mi z oczu. Szybko się obróciłam i chciałam zacząć biec, lecz na mojej drodze znalazł się ten chłopak. Chcący krzyczeć, on szybko zatkał mi usta. Po chwili byłam w jego samochodzie. Co dziwne, reszty chłopaków nie było z nami.
- Gdzie mnie wieziesz? - Spytałam niepewnie po 15 minutach ciszy.
- Za dużo widziałaś. Masz szczęście że żyjesz. Chłopaki teraz szukają po lesie ludzi, bo wiedzą że ktoś to widział. - Powiedział z poważną miną.
- Ej, a mój kuzyn? Mama mnie zabije jeśli on nie wróci do domu na czas. - Kręciłam się na siedzeniu auta.
- Okej, boisz się bardziej że mama cię zabije, a nie ja? Zabiłem człowieka na twoich oczach! - Zaśmiał się.
- Pff, moja mama jest gorsza. Z resztą nie wiem czy to ty zabiłeś go. Słyszałam tylko strzał a potem was kopiących jakiegoś chłopaka, nie widziałam kto strzelał. - Odpowiedziałam z uśmiechem.
- Dalej nie mam pewności. - Dalej utrzymywał poważną minę.
- Ale ja mam pewność że jestem martwa. - Jęknęłam. Po chwili chwyciłam jego rękę którą akurat nie kierował. - To tylko dzieciak.. Proszę. - Chłopak stanowczo odepchnął moją rękę.
- Masz jeden telefon. JEDEN. Jak ktoś nie odbierze to twój problem, więc się zastanów do kogo dzwonisz. - Rzucił mi na kolana jego iphone'a 5. - A i jeszcze coś. - Podtrzymywał kierownicę kolanem i pociągną moją głowę do siebie. Trzymał mnie za podbródek, po czym spojrzał mi w oczy. - Jeśli komukolwiek powiesz o TYM. Zabiję cię. - Popchnął mnie na moje miejsce. Chwyciłam telefon i zadzwoniłam do Emily.
- Halo? - Powiedziała Emily.
- Cześć, to ja mam sprawę, naprawdę, jeśli jesteś moją przyjaciółką to mi pomożesz. - Powiedziałam na jednym oddechu.
- O co chodzi? - Znudzona spytała.
- Odbierz mojego kuzyna spod kościoła i przekup go czymś żeby nie wygadał mojej mamie. - Po prostu modliłam się żeby się zgodziła.
- Co? Czemu ty nie możesz?
- Emm, bo ja.. - W tym momencie Justin srogo się na mnie spojrzał.
- Halo? Jesteś? - Po chwili Emily zmusiła mnie do myślenia.
- Tak. Bo kiedy on był w kościele ja wyszłam na miasto, potem postanowiłam.. podjechać do kościoła autobusem... no i on utknął w wielkim k-korku... tak, w korku. - Szybko coś wymyśliłam. Akurat w tym byłam dobra.
- Ok, ale tylko dlatego bo nie chce żebyś dostała szlaban zaraz przed jutrzejszą imprezą. - Westchnęła.
- O, dziękuje, dziękuje, kocham cię, pa, pa, kocham cię jeszcze raz kocham cię, pa. - Powiedziałam szybko nie czekając na odpowiedź Emily i lekko rzuciłam chłopakowi telefon na nogi.
- Dziękuje że mi pozwoliłeś zadzwonić. - Powiedziałam uśmiechnięta.
- Tak w ogóle jestem Justin. - Dalej utrzymywał swoją minę.

----------------------------------------------------------------------------

Jest akcja? Dla mnie jest :P

huhuhuh.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz